wtorek, 22 kwietnia 2014

Jak się zmobilizować? Migawki świąteczne

Nie napiszę tutaj standardowego "święta, święta i po świętach", bo mam wrażenie, że ten frazes został już tak nadużyty, że trudno go znieść. Jak wspominałam, nie obchodziłam tegorocznych świąt w żaden szczególny sposób, również pod względem kulinarnym. Dzisiaj dojadałam jeszcze resztki takiej oto eksperymentalnej pieczeni z tego przepisu. Zamiast quinoa użyłam kaszy jaglanej, bo tylko tę miałam na stanie. Na wierzch zamiast brzoskwiniowej salsy wykorzystałam konfiturę pomarańczową domowej roboty - cała brzoskwiniowa "wyszła mi" na pyszne przekładane ciasto, na które przepisu jeszcze nie publikowałam. Pieczeń bardzo egzotyczna w smaku, na przyszłość dodałabym mniej żurawiny (czy gdziekolwiek można dostać suszoną żurawinę BEZ cukru?) i pewnie jednak trzymałabym się salsy z innego owocu niż cytrus. 





Robiłam też sajgonki, a w zasadzie spring rolls, ponieważ nie były smażone, które maczałam w tym bardzo zdrowym sosie. Miał tak organiczny, "zdrowy", ziołowy, zielony smak, że nie bardzo wiedziałam, co z nim począć :) Wypiłam też trochę jak koktajl. Nie jestem przekonana, czy do niego wrócę. Niestety nie mam zdjęcia. 



Mój licencjat leży odłogiem i aż płakać mi się chce, że nic nie idzie. Wybrałam sobie wyjątkowo smutny temat i wydawało mi się, że alright, I will chanel my inner pain and I will succeed in writing it. To się przeliczyłam. Jak się zmotywować? Co robicie, kiedy wiecie, że musicie kopnąć się - nie przymierzając - w dupę?

6 komentarzy:

  1. Widziałam niesłodzoną żurawinę o tu http://www.badapak.pl/zurawina-cala-nieslodzona-suszona
    w porównaniu ze słodzoną cena jest straszliwa
    pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki bardzo, będę musiała się zorientować, może w eko sklepach mają wersję bez cukru :)

      Usuń
  2. Każdego dnia robię kawałek tej zalegającej rzeczy, gdy tylko o niej pomyślę. To znaczy przestaję ją spychać, jako ten cieżar - tylko zaczynam robić, i każdego dnia on jest lżejszy. Jeśli wybrałaś taki sposób, to teraz pewnie jest najcięższy moment, wszystko się nazbierało i trzeba to przelać na pismo...Ale zamiast kopka w d. lepiej nie wymagac za dużo zmian, a po trochu zrobić ten jeden kawałek codziennie, co się domaga zrobienia go, i tylko tyle. A potem mieć jeszcze chwilę na małe przyjemności, spacer? obiad? szejk?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, zaczęłam walczyć ze swoimi słabościami i mam nadzieję, że w pewnym momencie po prostu ruszę z kopyta :)

      Usuń
  3. Pamiętam jak ciężko było mi się zabrać za pisanie pracy mgr. Na mnie nie działała zasada małych kroków. Musiałam mieć cały dzień wolny, wszystko wokół ogarnięte, co by mnie nie rozpraszało i zaczynałam pisanie. Dzień był poświęcony, ale po nim była satysfakcja że coś się zrobiło. ;) Chyba dobrze jest dowiedzieć co na Ciebie lepiej działa - metoda małych kroków czy rzucenie się w wir pracy, częste przerwy czy przyjemności po skończeniu pisania itd.

    OdpowiedzUsuń