- 200 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
- 125 g margaryny wegańskiej
- 1 1/2 łyżki mielonego lnu (siemienia) rozprowadzona w kilku łyżkach ciepłej lub gorącej wody
- 1 łyżka cukru brązowego
- szczypta cynamonu
- 400 g moreli (użyłam francuskich)
- 50 g cukru białego
- ok. 200 g konfitury morelowej (u mnie "produkcja własna ;])
Cytuję przepis oryginalny - z poprawkami dla wegan:
Przygotowujemy ciasto. Przesiewamy mąkę,
mieszamy ją z cukrem i cynamonem. Dodajemy do zagłębienia pokrojone na
mniejsze kawałki masło i napęczniały len. Zagniatamy ciasto i wstawiamy do lodówki na co najmniej jedną godzinę.
Morele myjemy, osuszamy, dzielimy na połówki, wyjmujemy
pestki.
Nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni.
Przygotowujemy okrągłą foremkę do tarty o średnicy 24 cm – smarujemy ją dokładnie masłem. (u mnie była ciut większa forma okrągła z wyjmowanym dnem).
W rondelku podgrzewamy konfiturę morelową. (własna będzie najlepsza, szczególnie jeśli, jak ja, robicie ją bez żelfixów i tym podobnego świństwa oraz z małą ilością cukru)
Nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni.
Przygotowujemy okrągłą foremkę do tarty o średnicy 24 cm – smarujemy ją dokładnie masłem. (u mnie była ciut większa forma okrągła z wyjmowanym dnem).
W rondelku podgrzewamy konfiturę morelową. (własna będzie najlepsza, szczególnie jeśli, jak ja, robicie ją bez żelfixów i tym podobnego świństwa oraz z małą ilością cukru)
W drugim garnku/patelni o grubym dnie wysypujemy równą
warstwą cukier. Nie mieszamy, dopóki się nie skarmelizuje. Gdy to nastąpi,
dodajemy gorącą konfiturę i mieszamy dokładnie do połączenia.
Jedną łyżkę konfitury w karmelem wylewamy na środek
foremki, rozsmarowujemy dokładnie po dnie. Układamy obok siebie morele przekrojeniem
do góry. Zalewamy konfiturą.
Przykrywamy rozwałkowanym ciastem zawijając brzegi pod spód.
Pieczemy 25 minut. (u mnie dużo dłużej, mam stary piekarnik, a chciałam być pewna, że się dopiekło - i owszem, jest upieczone)
Przykrywamy rozwałkowanym ciastem zawijając brzegi pod spód.
Pieczemy 25 minut. (u mnie dużo dłużej, mam stary piekarnik, a chciałam być pewna, że się dopiekło - i owszem, jest upieczone)
UWAGI OGÓLNE: Ciasto jest obrzydliwie słodkie (no dobrze, może nie obrzydliwie, a po prostu bardzo :P), więc cieszę się, że w warstwie kruchej użyłam tylko łyżki cukru. Moim zdaniem, to wystarczy, ale jeśli wolicie bardzo słodkie ciasta, można pozostać przy podanych przez Autorkę proporcjach. Co do dodatku lodów (które akurat posiadam i niedługo wstawię przepis) - uważam go za zbędny właśnie z powodu tego, jak słodkie jest samo ciasto, ale to również kwestia uznania.
Wygląda świetnie. Ja jeszcze nigdy nie robiłam tarty Tatin. W ogole tarty są jakoś troche poza moim kręgiem zainteresowań. Hmmm Może warto się przekonać. Bo to naprawdę piękność :)
OdpowiedzUsuńTa jest naprawdę pyszna, więc polecam, pod warunkiem, że lubisz morele.
UsuńUwielbiam morele i w ogóle wszystko co śliwko-podobne! Nie mogę się do części technicznej tej tarty przekonać. A w wersjach zwykłych tart przeraża mnie kruche ciasto, które dopiero po 2-3 dniach przestaje być kamieniem.
OdpowiedzUsuńTutaj spód jest dość twardy, ale raczej nie tak, jak kamień :) W każdym razie uważam, że ogólnie do tart warto się przekonać, bo od czasu do czasu świetnie zaspokajają głód... również ten "słodyczowy" :]
UsuńWspaniała! Poza tym bardzo miło mieć sprzymierzeńca w walce z paskudnymi żelfiksami. Wielu twierdzi, że te żele pozwalają zachować wszystkie witaminy w owocu i że to lepsze od długiego smażenia dżemów.. Ja podobnie jak Ty jestem innego zdania i hołduję bezfiksowej tradycji.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam kręćka na punkcie "zachowajmy witaminy, smażmy/gotujmy/pieczmy krótko!". Tylko że większość efektów była średnio zjadliwa. Owszem, dłuższe przetwarzanie wpływa na spadek cennych wartości odżywczych, ale to nie tłumaczy sięgania po paskudnie wpływające na skórę i procesy starzenia konserwanty...
Usuń