Egipskie falafele po mojemu
Z odmętów wyłonił się bób... i pomyśleć, że kiedyś był "młodym bobem". Kiedy ja go kupiłam? Straszne i wstyd się przyznać, ale zupełnie o nim zapomniałam. Najpierw miały być pieczone kotlety autorstwa Kikimory, ale okazało się, że bobu nie wystarczy na kotlety i falafele, które już jakiś czas chodziły mi po głowie. Koniec końców, zrobiłam falafele. Miały być z przepisu Wiery, ale potem stwierdziłam, że skoro i tak nie mam pewnych składników, to zrobię je po swojemu. W ruch poszedł wujek Google i okazało się, że większość przepisów na tradycyjne falafele znad Nilu jest podobna. Te są moje najdroższe, bo włożyłam w nie swoje serce <3
- ok. 250 g ugotowanego bobu
- 2 mniejsze ziemniaki
- 1 duży ząbek czosnku (mój był młody i bardzo aromatyczny)
- 1 łyżeczka czarnego pieprzu
- 1 łyżka posiekanej świeżej pietruszki
- 1/2 łyżeczki płatków chili (może być proszek)
- 2 płaska łyżeczka kolendry zmielonej
- 2 płaska łyżeczka kminu rzymskiego mielonego
- + ew. woda, gdyby mikser szalał
- olej do smażenia
- 3 łyżki zmielonych na puch płatków owsianych pół na pył ze lnem mielonym
-
-
Ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę i gotujemy do miękkości. Do misy blendera wrzucamy ugotowany bób, ziemniaki, posiekany drobno czosnek i dosypujemy resztę niezwykle aromatycznych przypraw. Kiedy masa będzie gładka, formujemy z niej dość cienkie kotlety, obtaczamy w naszej "mące" i smażymy na niezbyt dużej ilości oleju (oryginały są smażone na głębokim). Ciężko się je smaży, ale warto.
Kiedy skórka będzie lekko brązowa, kotlety można ściągać z ognia. Osuszone papierowym ręcznikiem, podałam je na morzu sałaty.
A tak na marginesie, marzy mi się Egipt. Jak na razie to "marzenia nie do spełnienia", ale kiedyś... może... :)
Mmmm,brzmi smakowicie:) Wprawdzie w Egipcie ich nie jadłam, ale chętnie sama przyrządzę:)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Już widzę, że wiele Twoich przepisów mnie zainspiruje:) Pozdrawiam!
A inspiruj się, proszę, zapraszam :)
Usuń