Przepis na sos romesco podpatrzyłam tutaj. Miałam na stanie pokaźną ilość pomidorów i papryki, które były już mocno dojrzałe (żeby nie powiedzieć: przejrzałe) i postanowiłam wykorzystać je właśnie w ten sposób. Dokonałam jednak pewnych modyfikacji: po pierwsze - podwójna ilość sosu. Wyszło go całkiem sporo, w każdym razie więcej, niż się spodziewałam i bardzo się z tego cieszę. Sos wyszedł odrobinkę gorzki, ale może to być kwestia wspomnianej świeżości pomidorów lub świeżości mojej mączki migdałowej, przechowywanej w lodówce. Druga modyfikacja - brak ciabatty, bo musiałabym ją upiec sama, a chęci brakowało. I wreszcie - mniej tłuszczu.
- 2 papryki upieczone w piekarniku i obrane ze skóry
- 6 pomidorów
- 4 ząbki czosnku
- 1/2 szklanki orzechów laskowych
- 1/2 szklanki zmielonych migdałów (wykorzystałam swój zapas)
- 4 łyżki octu winnego
- 2 łyżeczki słodkiej papryki
- 1/2 szklanki oliwy
- 1 łyżeczka suszonych płatków papryki
- pieprz czarny (ok. 1 1/2 łyżeczki)
- 450 g młodych ziemniaków, pokrojonych na połówki lub nieco drobniej
- 1 cebula, pokrojona w półplasterki
- 1 zielona papryka, pokrojona w paski
- 1 łyżeczka chilli
- 1 łyżeczka musztardy (dałam 2)
300 ml passaty200 ml sosu romesco- 300 ml wywaru warzywnego lub wody
- 1 łyżka oliwy
- pieprz czarny
"Podsmażyć na oliwie ziemniaki z cebulą, gdy cebula się zeszkli dodać
paprykę, chilli i musztardę. Po 2-3 minutach dodać wywar warzywny i sos romesco. Doprowadzić do wrzenia, następnie zmniejszyć ogień i gotować
aż ziemniaki zmiękną. Przyprawić do smaku solą i pieprzem. "
Zastąpienie przecieru sosem romesco okazało się strzałem w dziesiątkę. Ziemniaki są zabójcze. Smażone kartofelki to może nie szczyt zdrowia, ale przecież nie obiecywałam, że tutaj będzie tylko super zdrowo :D
- 6 kotletów sojowych
- 4 ząbki czosnku
- 1/2 łyżeczki tymianku
- 1 łyżeczka słodkiej papryki
- garść (niezbyt duża) świeżej, posiekanej natki pietruszki
- pieprz czarny
* wrzątek czasem niekorzystnie wpływa na kotlety niektórych firm, więc lepiej dodać nieco chłodniejszą wodę
Moje kotlety marynowały się ok. 1 h i najbardziej wyczuwalna była nuta papryki i pietruszki, czosnek niestety był słabo wyczuwalny. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby również zamarynowanie w ten sposób seitana, ale na robienie seitana nie mam obecnie weny.
Kiedy ziemniaki będą gotowe, kotlety wyciągamy z marynaty na talerz i możemy konsumować (można je wyciągnąć zupełnie pozbawione ziół albo trochę zostawić dla smaku).
Podejrzewam, że smakowałyby (zwłaszcza te boskie ziemniaki) nawet mojemu ojcu, ale że go nie było... to zjadłam sama.
Amen, Wege Siostry i Bracia.
Palce lizać! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie ;-)
Usuń