- 180 g tofu
- 2 ząbki czosnku
- 3 łyżki sosu sojowego
- 2 łyżki octu ryżowego
- sok z 1 mandarynki (lub tangelo, ale teraz nie sezon ;))
- 1 łyżka domowego słodkiego sosu chili (powinnam niedługo wrzucić przepis)
- 1 łyżeczka srirachy
- 1 łyżka domowego dżemu morelowego* (opcjonalnie - bez będzie bardziej pikantne)
- 1 łyżeczka suszonych płatków chili
- 2 łyżeczki skrobi kukurydzianej ew. ziemniaczanej
Ząbki czosnku kroimy drobniutko, rzucamy na ten sam olej (tofu już ściągnęliśmy!), smażymy chwilkę, ale ostrożnie - wiadomo, czosnek błyskawicznie się przypala. Dolewamy sos sojowy, ocet, sok z mandarynki, srirachę, dżem, o ile w ogóle chcemy go użyć, dodajemy łyżkę sosu chili i płatki chili. Całość zagotowujemy, zmniejszamy ogień, gotujemy jeszcze z 1 min., a potem wsypujemy skrobię i dokładnie rozprowadzamy. W momencie, w którym sos się zagęści, całość zdejmujemy z ognia.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni, pieczemy tofu polane sosem ok. 10 minut (można dłużej, wystarczy zerkać, czy się nie przypala).
Ojeju! Zamarzyłam o tym! Może porównanie trochę nie na miejscu, ale przypomina mi to marynatę której moja mama używała do żeberek. Marynata była pyszna, części martwego zwierzęcia już mniej. W małżeństwie z tofu musi smakować wybornie :)
OdpowiedzUsuńPorównanie mi nie przeszkadza :) Jest pycha, masz rację, trzeba tylko uważać z ostrością.
UsuńBardzo ciekawy pomysł na sos :)
OdpowiedzUsuń