Kiedy wkraczamy w nowe środowisko, w
jednej chwili stykamy się z pokaźną liczbą nieznajomych i
selektywnie automatycznie uznajemy część jednostek za bardziej
interesujące od innych. Co o tym decyduje?
W dużej mierze nasze doświadczenie życiowe, szukamy bowiem osób
przypominających znanych nam już ludzi. Szukamy podobieństw.
Badania wskazują, że wbrew popularnemu powiedzeniu: „przeciwieństwa
się przyciągają”, to właśnie wspólne elementy sprawiają, że
jednych lubimy od razu, a nad znajomościami z innymi trzeba
popracować.
Tort ambasador wg przepisu wegAnki, zmodyfikowany i "uzdrowiony". Robiony dwukrotnie, na różne sposoby. Piękny, a niesmaczny. |
Dla
uproszczenia prowadzimy też coś pokroju katalogu, a w tym, pod
odpowiednią sekcją, pojawiają się różne nazwiska. Mamy więc
„nerdów”,
„gamerów”,
laleczki Barbie, fitness
freaków, itp.
To
i tak stosunkowo uczciwa selekcja, bo w pewien sposób zahacza o
istotny aspekt tych ludzi: sposób spędzania wolnego czasu. Gorzej,
gdy podział bazuje na pobieżnej ocenie osobowości. Nie czarujmy
się: nie da się wiarygodnie ocenić charakteru nawet po miesiącu
znajomości. A miesiąc to czas, po którym i tak mamy już pewne
wyobrażenia na temat rozmówcy.
Ile
razy zrezygnowaliśmy ze znajomości z kimś na skutek błędnej
oceny? Od kiedy więcej podróżuję po Polsce zastanawiam się,
gdzie popełniłam błędy, kiedy chodzi o osoby, z którymi nie
utrzymuję już obecnie kontaktu. I czy faktycznie powinnam o tym
myśleć? Czy nie warto nauczyć się trudnej lekcji odpuszczania
sobie? Zupełnie jak w tym angielskim powiedzonku If
you love something, let it go. If it comes back, it was meant to be.
If it doesn't, hunt it down and kill it.
Jak
uzbroić się w pokłady cierpliwości, które pozwolą zapoznać się
z całą gamą odcieni charakterów, muzyki konkretnych wykonawców,
dzieł pisarzy, przekonań ludzi (np. tych związanych z weganizmem)?
Nie wiem i wciąż próbuję się tego nauczyć.
Blogspot oszalał i podkreśla mi tylko niektóre fragmenty. Oh well.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz